http//jooble.com.pl/

dzięki

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Kantata jaskiniowa

Tekst jest "stary", ale niech tu sobie "wisi"

Ekspozycja
Grzbiety wzgórz są łagodne, porośnięte ciemnym świerkiem, z rzadka tylko przetkanym tu jaworem, dębem czy bukiem. Stare góry. Starte przetaczającym się przez nie czasem, trochę też i zdeptane przez wałęsające się tu przez miliony lat niedżwiedzie, cieldkiem przerastające współczesne krowy. Ostatni z tych potwornych drapieżców odszedł w niedżwiedzi niebyt przed około 10 tysiącami lat. On to użyczył grożnego imienia swej kolibie - słynnej Jaskini Niedżwiedziej w masywie sudeckiego Śnieżnika.
Dziś zmierzamy w jej kierunku bez specjalnych utrudnień. Utwardzona droga prowadzi wzdluż krystalicznego strumienia, ciemnym, często wilgotnym i zamglonym tunelem starej smreczyny, by w pewnym momencie wywieść nas nagle na zalaną słońcem, międzyskalną polanę. W jedną z okalających ją zboczy wgryza się, ostro kontrastująca z otoczeniem, świetlista stalowo-szklana konstrukcja. Jakby porzucony w tej głuszy odprysk pulsującego kosmosu... To Jaskinia. Przeszklony pawilon wejściowy.
Wewnątrz czysto, kameralnie, porządnie. Wokół tylko szkło, metal, marmur, gabloty, eksponaty, salka projekcyjna, kawiarenka.
W ściśle określonych grupach czekamy na swoją kolej, by następnie, pod opieką przewodnika,, wejść do komory śluzy powietrznej. Odgradza ona świat zewnętrzny od jądra jaskini, mając za zadanie wyrównywanie temperatury i wilgotności. Po chwili wchodzimy wreszcie w mroczny świat niesamowitych wizji.
Tak wygląda to dziś. A kiedyś?
Kiedyś, 47 lat temu, powojenny osadnik Jakub Sondej przybył na te tereny i osiadł wraz z towarzyszącą mu żoną w Kletnie. To najbliższa dziś jaskini wioska, zagubiona wśród górskiego pejzażu. Czas wielkich powojennych migracji.
On urabiał sobie ręce na małorolnej rzeszowszczyżnie, a jeszcze niedawno u bauera. Ją los zapędził spod Kijowa do obozu pracy gdzieś w Niemczech, skąd właśnie wrócili. Teraz razem trwają na swojej nowej ziemi. W oddaleniu od stron rodzinnych, wśród codziennego mozołu wrastają w tę świeżo posiadłą dziedzinę. Własny grunt. Jego umiłowanie przydawało im sił w tamtym kalekim czasie kolektywizacji, obowiązkowych dostaw i pomniejszych gospodarczych absurdów, nie liczących się z ludzkim trudem w tych wyjątkowo surowych warunkach. Bo ziemia uboga, klimat ostry i kapryśny, a i ukształtowanie terenu nie sprzyjało pozyskiwaniu godnego plonu. Aby utrzymać gospodarstwo, podejmował się Jakub najrozmaitszych zajęć dodatkowych. Ciężka zrywka drzew w górskim lesie, praca w pobliskiej kopalni złowieszczego uranu, sezonowe zatrudnienie w kotłowni w odległym o 6 km miasteczku. Wszystko po to, by mimo znoju wytrwać na swoim gruncie, nie dać się wyrugować żadnym przeciwnościom. Trwał ten niemy codzienny bój przez dziesięciolecia.
I gdy już wydawało się, że upływający czas przynieść im może już tylko godny zmierzch pracowitego żywota - nastał rok 1966. Kolejny, rutynowy odstrzał w działającym opodal kamieniołomie, odsłania intrygujące wejście w głąb ziemi. Jakubowi Sondejowi zaś odsłania nowe, nieprzeczuwane przezeń jeszcze horyzonty. Odkrycie wkrótce okazuje się być rewelacją naukową.
Na obiekt przybywają powiadomieni specjaliści. Jakub odtąd jest wciąż z nimi. Czy też może oni z nim, gdyż bazą pionierskiego etapu eksploracji staje się sondejowa zagroda, do której bez namysłu przygarnia zacnych gości. Tu gromadzą sprzęt, odpoczywają, pod jego dachem spędzają noce, by rankami nasłuchiwać swojskiego pobrzękiwania statków i patelni, zwiastującego gospodarskie "czym chata bogata".
Lecz nie tylko smak porannych jajecznic każe po latach wybitnym naukowcom stwierdzić w swoich opracowaniach, że "zasługi Jakuba Sondeja, jego wkład w eksplorację i ochronę jaskini, wciąż jeszcze nie są w pełni docenione".
/tu w "Głosie doliny Białej Lądeckiej" nr 4/1994, s. 12 zamieszczono zdjęcie "dziadka" Sondeja w Jaskini/.
Sondej przeobraża się bowiem w najwierniejszego strażnika i opiekuna tego świeżo objawionego cudu Natury.
Ta ziemia, którą tak zawsze miłował, choć tyle mu potu utoczyła, teraz odkryła przed nim swoje utajone wewnątrz, niepospolite oblicze. I ten człowiek, wyczulony na zew przyrody, z miejsca przeistoczył się z naziemnego - w podziemnego włodarza.
Ludzie z branży, geolodzy i speleolodzy, dostrzegają ten jego, niemal kultowy, stosunek do podziemnego utworu, zaś jego oddanie sprawie i skromność sprawiają, iż w krótkim czasie staje się w ich odczuciu kimś na kształt dobrego ducha jaskini. Bo nie jest przecież zwykłym stróżem dziury w ziemi!
Wrodzona inteligencja i wrażliwość, tak póżniej często podkreślana przez utytułowanych towarzyszy wypraw, pozwala mu w krótkim czasie zorientować się w skali odkrycia i w potrzebie kształcenia się w nowym, tak przedziwnym dla rolnika fachu.
Nie przegapił cudu, jakim było pojawienie się opodal jego chaty jaskini, uznanej dziś za najpiękniejszy taki obiekt w Polsce, konkurujący z powodzeniem z podobnymi w Europie.
Wsłuchiwał się więc pilnie w dysputy profesjonalistów, jeżdził z nimi na badania podobnych utworów, z czasem kolekcjonuje też fachową literaturę.
Poświęcił Jaskini 20 lat życia, 20 lat skupionego czuwania nad nią. W tym czasie był odkrywcą jej nowych korytarzy, był jej strażnikiem, opiekunem, a po udostępnieniu do zwiedzania - również przewodnikiem po jej fascynujących wnętrzach. Z czasem stał się żywą historią Kletna i Jaskini.
Ujmujący sposób bycia, bezinteresowne oddanie i naturalny odruch trwania na posterunku, podobny może tylko przewodnikom tatrzańskim, owiały go zasłużoną legendą.
Zaiste, niemałe musiały to być zasługi, skoro najbardziej przecież zorientowani w sprawie profesjonalni eksploatorzy obiektu, zgodnie poświęcili mu w swoich opracowaniach sporo ciepłych słów, a i wydana sążnista monografia została zadedykowana jego pamięci.

/cdn. autor "Grota" a właść. Andrzej "Bay", co po 15 latach można chyba ujawnić? Zawsze o autorstwo podejrzewano mnie, choć nie kryję, iż tekst powstał m. in. po rozmowach ze mną i córką "dziadka" Sondeja - prywatnie moją żoną, a służbowo mieniącą się być Szefową/.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz