http//jooble.com.pl/

dzięki

środa, 12 sierpnia 2009

Kantata jaskiniowa c. d.

Wcześniej zaś był niejednokrotnie obiektem zainteresowania dziennikarzy prasowych, radiowych i telewizyjnych, którzy wśród jego gawęd zapewne niejednokrotnie słyszeli zaklęty w grocie ryk Niedżwiedzia. A chyba najpiękniej zaśpiewał o nim Roman Kołakowski w swojej "Balladzie o Drodze" - To był zwyczajny, prosty człowiek, pracował i miał święty spokój...
Tak jednak wyrażali się o nim tylko ci pierwsi, z którymi dzielił trud i autentyczne zagrożenia podczas pionierskich dokonań. Z chwilą udostępnienia jaskini ruchowi turystycznemu, czas Ojców Założycieli jak gdyby bezpowrotnie minął.
Biurokracja zaczęła wsączać się do jaskini, atmosfera wokół obiektu też zaczęła nią przesiąkać. Jaskinią poczęli nagle rządzić "mądrzy" i namnożyło się "odkrywców" i "naukowców".
Pierwszy Strażnik nigdy sobie nie budował olśniewającego cokołu, a jednak zaczął się proces powolnego usuwania go w cień. Pozostawiono mu w dozorze część Jaskini, nieudostępnioną do zwiedzania. Tam też schodził z coraz większym trudem, gdyż upływ lat nie oszczędził zdrowia tego spracowanego człowieka. O czym wtedy myślał, w tych swoich ciemnościach? Skargi wszak nikt od niego nie usłyszał... Być może pociechą mu były wciąż niezatarte związki z grotołazami, także tymi z Czech i Moraw, którym do ostatka był busolą i przyjacielem. Oni nie byli "mądrzy", oni go nadal potrzebowali, bo wiedzieli z kim mają do czynienia.
Od siedmiu lat radzą sobie w jaskiniowych mrokach już bez jego życzliwej obecności. Wskutek tragicznego wypadku Jakub Sondej zmarł.
Środowisko uczciło jego pamięć m. in. wmurowaniem w Jaskini tablicy, dokumentującej jego zasługi i niepospolitą pasję.

Życie jednak dopisuje niekiedy do takich pokrętnych losów ciągi dalsze, nierzadko odzierając je z etosu.

Córka Sondejów, urodzona i wychowana w tych górach, powróciła po latach w rodzinne strony. Przywiozła ze sobą dyplom ukończenia Technikum Geologicznego i Akademii Rolniczej. Pracę rozpoczyna w instytucjach związanych z rolnictwem i trwa to tak przez kilkanaście lat.
Atoli w trzy lata po śmierci ojca, miejscowa Rada Gminy ogłasza konkurs na stanowisko dyrektora Jaskini, która w międzyczasie zdążyła już stać się znaczącą jednostką. Córka Jakuba, pokonując 6 kontrkandydatur, wygrywa konkurs i zostaje szefem Jaskini.
Wydawało się wówczas, że pewna pokoleniowa klamra się domknęła, że pewna tradycja się wypełniła, że spełniło się rodzinne przesłanie.
Polskie piekło preparuje się jednak już na powierzchni, a cóż dopiero, gdy w pobliżu Jaskinia, skąd poniekąd bliżej do czarcich włości...

I N T E R L U D I U M

I zaczęło się... Początkowo nie szło nawet żle. Nowa Pani obiektu podeszła do sprawy po gospodarsku. Z dochodów z działalności starała się przede wszystkim wyposażać obiekt w urządzenia służące turystom.
Na tym etapie gminni władcy jeszcze nie utrącali samodzielności, nie sugerowali kierunków rozwoju, nie wtrącali się, słowem - nie przeszkadzali. W pewnym jednak momencie poziom świadczonych usług, związany z wyrażną poprawą bazy, uzasadniał podniesienie cen biletów. Nie wpłynęło to na ilość turystów - 60 tys. rocznie, gdyż normalna zasada wolnego rynku, opartego o podaż i popyt, wskazała prawidłowe wyczucie popytu. Gdy pojawił się sensowny "manewr gospodarczy" do odcinania kuponów od sukcesu momentalnie ustawił się kolejka. Bowiem pokazały się p i e n i ą d z e !
Jaskinia jest zakładem budżetowym gminy. Pierwsze zawirowanie polegało na wynajęciu pawilonu wejściowego przez gminę - gminie!
Pobierany w ten sposób "czynsz dzierżawny" miał skutecznie omijać rafy Urzędu Skarbowego. Uzyskana w ten sposób kilkusetmilionowa kwota znikała w czeluściach "gospodarności" gminy, więc nie mogła służyć potrzebom Jaskini. A są ciągle niemałe. Wcześniej nieco rozleciał się legendarny OSiR, wysiewając ze swych przegęszczonych biur kilkanaście osowiałych, etatystycznych nasion, niezdolnych puścić kiełka na nieudeptanym przez układy gruncie.
Zadbano więc o stosowną glebę. Funkcjonuje coś takiego jak BORT.
Sztuczny, dodatkowo misternie sztukowany twór. W nim to właśnie poutykała się sfora działaczy na jałowych stanowiskach i funkcjach - na zasadzie "ratuj się kto może", wśród widma bezrobocia dla nierobów.
Przewodników zaś narobiło się coś około setki. W normalnej grze rynkowej Jaskinia zweryfikowałaby z nich co najwyżej kilkudziesięciu najlepszych, zapłaciła za usługę wynegocjowaną cenę, odprowadziła należyty podatek - i po sprawie. Zwiedzający byłby obsłużony optymalnie, przewodnik opłacony godziwie, układ zaś pozostałby czysty. Ale nie! Wszystko zostało tak zgrabnie zainscenizowane przez tę biurokratyczną narośl, że z 500 tys. zł za usługę przewodnik otrzymuje nieco ponad połowę. Reszta? Fundusz przewodnicki, czyli przymusowy haracz za przymusową przynależność do przymusowego PTTK. Zaiste Stowarzyszenie Wyższej Użyteczności, tylko że każdy z członów tej szumnej nazwy nijak się ma do rzeczywistości. Było więc sobie czym pogospodarować! Po uważaniu...
Były więc przypadki, że w posiadanie koperty wchodziły osoby cierpiące na klaustrofobię. Bo jakimż innym schorzeniem wytłumaczyć niechęć do choćby jednokrotnego wejścia do jaskini?
Panowie naukowcy, by nie rzec jaskiniowcy, też nie od macochy. Młoda, prężna gwardia. Pleni się ten "kwiat nauki" po jaskini i wokół, aż miło!
Gdy z czułej trwogi o Jaskinię zamykają ją okresowo, rzucają się do ekspertyzy zagrożeń. Kosztują te ekspertyzy tyle, że kto wie, czy nie stanowią największego zagrożenia, zważywszy na ich rangę i powagę. Konkluzją niejednej takiej ekspertyzy pozostaje przysłowiowe: "Zaopatrzyć sraczyk w haczyk"!
Próby okiełznania tej radosnej grabieży, w majestacie nauki, spotykają się ze zjawiskiem konwulsyjnego zwarcia szeregów. Sondejowa córa jest za słaba, by dać temu odpór...
Z kolei Zarząd Miejski narzuca jej "urobek" z jaskini, paraliżując w ten sposób inwestycje. Ot, dopadli dojnej krowy i doją, nie bacząc na gospodarczą tkankę dobrze rokującego przedsiębiorstwa.
Takie horyzonty myślowe. A na to Maria jest już całkowicie bezsilna...
Próbuje wojować, lansować swoje plany, przekonywać na przypominających sabaty sesjach Rady. Mur.
Nikt już nawet nie dostrzega takiego drobiazgu jak los jaskini. Jaskinia zaczyna przypominać radziwiłłowski postaw sukna, darty na wszystkie strony.
Jaskinia samorządem stoi!
Za cały komentarz niech tu zatem wystarczy prosta statystyka:
3/5 składu osobowego samorządu wywodzi się z socjaldemokracji, 4/5 zarządu zaś prościutko z przewodniej PZPR. Cóż, przewodnicy!
To komentarz.
Zaś przewidywalna konkluzja? - Córka gloryfikowanego ongiś Jakuba Sondeja pozostaje aktualnie bez pracy.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz